
„Schody do góry” to cykl 10 numerowanych obrazów od 2 do 11 („Schody do góry 1” zostały przemalowane). Cykl jest częścią większego projektu o nazwie „SCHODY”. Tak jak poprzednio moje poszukiwania koncentrują się wokół ciała i znaku. Wszystkie obrazy są monochromatyczne, cykl zaczyna się od obrazów czarno-białych, ale wraz ze wzrostem numeracji zwiększa się ilość błękitu w ogólnej chromatyce cyklu. „Schody do góry” mają podtytuł: „W poszukiwanie raju utraconego”.


Schody do góry 2, 200 cm x 140 cm, akryl, płótno

Schody do góry 3, 200 cm x 140 cm, akryl, płótno

Schody do góry 4, 200 cm x 140 cm, akryl, płótno

Schody do góry 5, 200 cm x 140 cm, akryl, płótno

Schody do góry 6, 200 cm x 140 cm, akryl, płótno

Schody do góry 7, 200 cm x 150 cm, akryl, płótno

Schody do góry 8, 200 cm x 150 cm, akryl, płótno

Schody do góry 9, 200 cm x 150 cm, akryl, płótno

Schody do góry 10, 200 cm x 150 cm, akryl, płótno

Schody do góry 11, 200 cm x 150 cm, akryl, płótno

Schody są metaforą drogi, umożliwiają nie tylko ruch poziomy, ale również ruch pionowy. Swoją konstrukcją zakładają piętrowość poruszania. Wejście ku wysokości i zejście ku niskości. Schody, jeśli myślimy o nich w poziomie, mogą tu być, wyrażeniem Heraklitejskiej koncepcji zmienności, horyzontalnym modelem kosmologicznym, fazami wiecznej przemiany rzeczywistości. Wariabilizm Heraklitejski byłby tu przemnażaniem naszej egzystencji przez nieskończoność, ciągłym odradzaniem się tych samych dramatów, spełnień i urzeczywistnień, żeby następnego dnia mogły utonąć znowu w niezaspokojeniu i kolejnym niezrealizowaniu. Są bezustannym przechodzeniem z przeciwieństwa w przeciwieństwo. Schody w perspektywie horyzontalnej to ciągłe bycie w drodze, mit niekończącej się wędrówki, Ulisses zagubiony na drodze bez początku i bez końca. Łatwo tu o skojarzenie z innym wędrowcem, który porusza się w innym uniwersum kosmologicznym, tym razem wertykalnym. Dante porusza się po swoim wyśnionym świecie pionowo, ruszając od Piekła, a zmierzając, do Nieba ku górze ustawiając swoje światy piętrowo jeden nad drugim.
Według Borgesa świętokradcza podróż Ulissesa jest odwrotnością świętej podróży Dantego. Jest w tej uwadze jakaś egzystencjalna symetria, tak jakby Ulisses żeglował w swej podróży w dół ku piekłu, a Nowy Ulisses, jak sam siebie nazywa Dante w górę ku Niebu. Nie jest to zresztą dalekie od prawdy, bo Ulisses, którego Dante poznaje bodajże w VIII kręgu piekła, dokonał życia, rozbijając się o górę czyśćca. (oczywiście nie dalekie od prawdy Dantego, a nie prawdy Homera). Tak piętrowo rozumiejąc schody, kierunek do góry może być kierunkiem ku wzrostowi człowieka jego aspiracją stawania się kimś lepszym, wyjściem poza siebie, byciem ponad siebie. Kierunek w dół to pogrążanie się w sobie, osuwanie się w swoją niedostateczność, w mrok. Droga w górę to droga ku boskości, ku niebu, Edenowi, droga w dół to zmierzanie ku materii, ku zatraceniu. Oba wszechświaty nałożyły się na siebie, uzupełniają się, zazębiają się, ale jakby nie do końca. Jeden tak bardzo poziomy, tak rozciągliwy, niezaczęty i niedokończony, drugi tak mocno wertykalny, tak bardzo konkretny i ograniczony celowością swojego zaistnienia. Jak połączyć egzystencję rozciągłą i powtarzalną — tę kosmologię barbarzyńską, zwierzęcą nieledwie z modelem Boskim, idealnie zaplanowanym, jasnym i celowym? Czy da się w ogóle połączyć ten ruch uśredniony leniwy, powolnie płynący, z wyskokiem w gorę i upadkiem w dół?
Jeśli by piekło i niebo ująć w kategoriach ruchu jako zmierzanie do celu, a nie jego osiągnięcie, jeśli ująć je w kategorii niedokonanej jako potencjalność tylko, a nie cel konkretny, otwiera się tu wspólna przestrzeń dla obu tych kosmologii. Dante byłby tutaj wędrowcem po piekłach cząstkowych i niebach cząstkowych wędrowcem, który wyrusza ciągle i nie dochodzi nigdy. Byłby to ruch niedokończony i nieskończony zarazem, bo nieograniczony dojściem do konkretnego celu. Cel byłby tu przecież ideą, czymś do osiągnięcia nierealnym a wyznaczającym jedynie ruchowi kierunek. Niebo i piekło stałoby się więc ideą, a jedynie czyściec zostałby wyrzucony ze sfery idei w świat konkretu. Byłby więc czyściec drogą, byłby stopniami, po których wędrowiec wspina się lub schodzi ku idei. Czyściec jest najmniej alegorycznym, najbardziej prozaicznym miejscem w całej Boskiej Komedii. Dante nie bez przyczyny umieścił go jako jedyny ze swoich światów na powierzchni ziemi. Jest to najbardziej ludzkie miejsce we wszechświecie Dantego. W naszych czasach, czasach poprawności politycznej i społeczeństwa konsumpcyjnego okrucieństwa piekła i rozkosze nieba stały się chyba zbyt blade, zbyt oswojone, za to czyściec zyskał na wyrazistości.
Czyśćcowe Schody potencjalności prowadzą w dwu kierunkach na dół i do góry. W dół wędruje Ulisses gnany żądzą przygód i „niegodną ciekawością”. W górę prowadzi swą wędrówkę Dante, zmierzając ku Edenowi i światom wyśnionym. Dante dąży do raju obiecanego, który przecież jest samym rajem, z którego zostali wygnani Adam i Ewa, jest więc zarazem rajem utraconym. Swoich bohaterów umieszczam na schodach rozpiętych pomiędzy światem skrajnych idei w świecie konkretu i tymczasowości, jakby przed chwilą zostali wygnani z raju. Dopiero co niewinni sięgnęli po zatruty owoc poznania i już muszą dokonywać skomplikowanych wyborów etycznych. Zostali porzuceni na schodach z przekleństwem wyboru. Ciągnie ich ku jasności ku szczęśliwości dopiero co opuszczonej, ale, ciągnie ich również ku materii, i mrokowi własnej niskości. Szukają w raju utraconym tego, co odległe z dawna wytęsknione, kiedyś może znajome, a dzisiaj ledwie przeczuwalne.
Powrót do raju to jakby powrót w świat dzieciństwa dawnych, przeczuć smaków, zapachów, przemieszanych ze smakiem dorosłości. Mieszanka dawno zapomnianego bezpieczeństwa i pogoni za perwersyjna rozkoszą. Wymieszane pragnienia tego, co w nas dziecięce i dorosłe. To takie dziwne, że młodość che być za wszelka cenę starsza a starość tak obsesyjnie tęskni za młodością. Pojawia się tu Paradoks Gombrowiczowski, przemieszanie kierunków: niedojrzałość zyskuje tu wartość większą od dojrzałości. Raj utracony, czyli powrót do czegoś, co kiedyś było w naszym posiadaniu co jednak zostało utracone jak utracenie u Haruki Murakami’ego. Utracenie w jego powieściach jest częstym i zagadkowym motywem. Ma zawsze charakter wartościujący zakłada winę tego, który spowodował utracenie, wydaje się też czymś ostatecznym, bezwzględnym niepodlegającym negocjacjom. Nigdy nie ma powrotów do tego, co było przedtem, to przedtem zawsze jest już dla nas niedostępne, zawsze są jakieś daty graniczne do czasu, sprzed których nie ma już powrotów. Każdy z nas ma jakieś cezury w życiu, momenty, które wyznaczają czas, który się skończył, momenty przeobrażenia rzeczywistości. Nie wystarczy się wrócić, trzeba już coś odzyskać.
Każda z moich postaci jest upozowana, wszystkie pozują i każda istnieje sama dla siebie. Nie tworzę między nimi interakcji, interakcja istnieje tylko i wyłącznie na poziomie oglądającego. Nie podlegają oczywistości narracyjnego przekazu, dlatego ich wzajemne relacje są niejednoznaczne, ale już samo zestawienie dwóch postaci na obrazie tworzy jakąś między nimi interakcje. Moim zadaniem jest dbanie o sens plastyczny istniejących obok siebie postaci, ich interakcja ma dla mnie znaczenie czysto plastyczne. Kiedy obraz zaistnieje, wszystkie sensy pozaplastyczne przenoszone są na oglądającego, są poza mną. Zostawiając moich bohaterów w momencie nierozstrzygnięcia, otwieram przestrzeń dla widza, zostawiam mu miejsce na interpretacje. Każda interpretacja jest tu równoprawna. Wieloznaczność, którą zakłada taka metoda, zostawia miejsce na współtworzenie na odkrywanie relacji i sensów niespodziewanych i indywidualnych.
Buduję moje obrazy metodą improwizacji, zestawiając, trochę jak w jazzie, zderzając różne jakości. Niebo i piekło są tu w każdym wymiarze absolutne, czyściec jest w każdym wymiarze tymczasowy, niedookreślony. Środki wyrazu działają tu podobne, Biel i czerń są absolutne i stanowią dwie krańcowe idee, ale to, co istnieje między nimi, jest względne i podlegające ciągłym przeobrażeniom. Heraklitejski rys można tu odnaleźć w ciągłości ruchu w przechodzeniu jednych form w drugie, w ciągłym przenikaniu się form. We wzajemnym przemieszaniu się przeciwieństw, plamy i linii, we wzajemnym zastępowaniu się znaków plastycznych.
